czwartek, 5 maja 2011

Jucifer, The Orange Man Theory, Noizone 03.05.2011, Poznań, Pod Minogą.

            Ciężko o równie niefortunną datę koncertu. Równie dobrze mogłoby przyjść grać Amerykanom z Jucifer w wieczór wigilijny. Patriotyczna zaduma, mecz, wyczerpanie i puste kieszenie po majówce – każda wymówka byłaby zrozumiałym usprawiedliwieniem, mimo to dwa tuziny głów na zespole o renomie koncertowego fenomenu i imponującym stażu to absolutny blamaż. Przy natłoku niedogodności ciężko szukać winnych. Żal może być jedynie tych, którym umknęło przed nosem to porywające zjawisko.
            Krępujące pustki wprawdzie nie zniechęcają przyjemnie groovującego Noizone. Pociesznych, choć niespecjalnie odkrywczych i fatalnie nagłośnionych Włochów z The Orange Man Theory skłaniają do przeniesienia się ze sceny na opustoszały parkiet. Dla gwiazdy wieczoru, jak się z czasem okazuje, klub równie dobrze mógłby być zupełnie pusty.
            Stwierdzenie, że jestem wielkim fanem LP L’ Autrichienne byłoby mocnym niedomówieniem. Uważam ją za jedno z najciekawszych wydawnictw ostatnich lat. Płyta to chimeryczna, ale niesamowicie świadoma w każdej ze swoich gatunkowych eskapad, hipnotyzująca, ale i przytłaczająca miażdżącym brzmieniem. Dzięki delikatności i zmysłowości Gazelle Amber Valentine, czarująca melodyką niespotykaną w gatunku. Gdybym miał się wysilić i zwięźle scharakteryzować tą muzykę, nazwałbym ją popem utaplanym w smole i siarce.
            W Minodze zabrakło choćby nuty przywodzącej na myśl ten niesamowity album. Uruchomienie wzmacniacza przez lepszą połówkę duetu rozpoczęło godzinny, nieprzerwany choćby chwilą wyciszenia festiwal sprzężeń i jazgotu. Zupełnie zacierając granice między utworami, wszystko zlewa się w jeden huk, sprawiający, że klub drży w posadach. Choć zespół pozbawiony jest absurdalnie gigantycznej ściany głośników, którą podobno zwykł wciskać w kluby jeszcze mniejsze od Minogi, natężenie dźwięku niebezpiecznie balansuje na granicy bólu. Obdarzona anielskim głosem Valentine ogranicza się do growlingu i krzyku, jej konkubent Edgar Livengood niemiłosiernie nabija powolny rytm, okładając bębny pięściami. Kiedy indziej kilkoma pałkami na raz, które łamane w ferworze tej kanonady fruwają w powietrzu niczym trociny w tartaku. Powolny, ociężały doom przerywają jedynie sporadyczne chwile grindowego blastu.
            Pozornie ten performance mógłby sprawiać wrażenie zagrania na nosie, czy też złośliwego maltretowania publiczności. Duet rezygnuje z jakiejkolwiek interakcji z publiką, wyłączywszy końcowe pokazywanie rogów w wykonaniu Valentine. Oddziela się od niej niewidzialnym murem, zamieniając występ w coś intymnego, jak gdyby dialog wyjątkowo kapryśnej pary. Tylko chwilami subtelny i czułostkowy, głównie pełen furii i zgiełku. Przez większość koncertu brzmiało to jak rozmowy moich sąsiadów dochodzące zza ściany mojej dawnej stancji na Łazarzu, którym wtórowały dźwięki tłuczonego szkła. Podejrzewam, że przy ciągłym graniu pośród tak intensywnego hałasu, wkrótce pozostanie to jedyną formą komunikacji w związku.
            Od lat przemierzając świat vanem, Jucifer zdają się być skorzy zagrać w każdym miejscu, które posiada elektryczność. Podejrzewam, że zostawiając uchylone drzwi od mieszkania, nim się obejrzysz zastaniesz Gazelle i Edgara instalujących swoje kolosalne wzmacniacze w twojej sypialni. Granie muzyki zdaje się być dla tej pary rytuałem, dzienną rutyną, bez której nie mogą żyć. Publika jest raczej grupką panoszących się gapiów, podziwiających tą przedziwną, ale fascynującą konfrontację, po której jednak muzycy czule wtulają się w siebie. Można przeklinać wniebogłosy trwonienie sporego potencjału (nawet komercyjnego!), mimo którego zespół uparcie tkwi na obrzeżach muzycznego przemysłu. Nie zmienia to faktu, że ten nietuzinkowy i nieprzewidywalny duet wciąż fascynuje, a jego kabalistyczne występy to istna magia.


3 komentarze:

  1. Amber i Edgar >>>> Doda i Nergal

    OdpowiedzUsuń
  2. a gdzie recenzja koncertu?

    OdpowiedzUsuń
  3. Ukryta między wierszami! Z chęcią dla ułatwienia zamieszczę konspekt.

    1. Były dwa supporty.
    2. Było żałośnie mało ludzi.
    3. Było cholernie głośno.
    4. Amber i Edgar rządzą.

    Czy coś przeoczyłem?

    OdpowiedzUsuń