niedziela, 27 marca 2011

Blindead, Obscure Sphinx, HRV, In Twilight's Embrace, Vidian 26.03.2011, Poznań, Blue Note.

Cztery razy w ciągu dwóch lat miałem niemałą przyjemność podziwiać Blindead na deskach poznańskich klubów. Sukcesywnie lądowali w co raz to większych lokalach, kolejno Bazylu, nieodżałowanej Piwnicy 21, ostatnio dając fenomenalny koncert w Eskulapie. Miało to miejsce blisko półtora roku temu, separacja trwała więc długo, wydłużyło ją w dodatku niefortunne odwołanie koncertu zaplanowanego na zeszły grudzień. Szczęście w nieszczęściu, pomyślałem, gdy okazało się, że rekompensata będzie miała miejsce nie w planowanej pierwotnie Minodze, a w Blue Note. Pojemniejszy klub, lepsze nagłośnienie, z pewnością większa swoboda dla zespołu. Niestety, na każdej z tych płaszczyzn pojawiły się zgrzyty.
            Zaskoczyła mnie gorsza niż swego czasu w Eskulapie frekwencja. Co dziwne, szczytową liczebność osiągnęła gdzieś w połowie imprezy, pod sam koniec zdawała się być nieco przerzedzona. W różnych momentach występów szwankowało brzmienie – najlepiej brzmiącą kapelą okazało się młodziutkie Obscure Sphinx. Nadmierne natężenie dźwięku zaszkodziło, ponownie, nieszczęsnemu daniu głównemu.   
À propos kapel rozgrzewających – atrakcja wieczoru zawsze miała smykałkę do otaczania się interesującym towarzystwem. Proghma-C, Blues Beatdown, Tides of Nebula – wszystkie te kapele zdobywały moją sympatię występując pod kuratelą Blindead. I w tym mnogim zestawie (są w tym kraju organizatorzy, którzy pięciozespołowe koncerty reklamują jako „festiwale”) znalazło się miejsce dla frapującego odkrycia.
Ale po kolei. Nieco spóźniony załapuję się na trzy ostatnie kawałki Vidian, którzy łoją przyzwoicie – brutalnie, aczkolwiek wyraźnie lubują się w średnich tempach, nie gardząc przy tym spokojniejszymi wstawkami. Nie porywa mnie In Twighlit’s Embrace. Jest wszystko – świece na wzmacniaczach, pompatyczne intro, tyrady między kawałkami, słowem, śmiertelnie poważna otoczka. Niestety, nic co mogłoby mnie zainteresować. Średnim pomysłem było ustalenie jako trzeciego w kolejności projektu HRV. Na tym etapie sample blindeadowych gitar i wokalu to pomyłka - nie podjada się obiadu w porze aperitif! Tym bardziej, że poniekąd ciekawe elektroniczne poszukiwania Hervy’ego w towarzystwie bębnów doskonale sprawdziłyby się w postaci epilogu koncertu Blindead. Czy też, stosując bardziej akuratna terminologię, w roli afterparty.
Wokalistka Obscure Sphinx, z nieznanego mi powodu, ramiona ma obwiązane bandażami. I imponujące płuca – zarówno śpiew jak i krzyk ma iście piorunujące. Podobnie mają się kompozycje – długie, wielowątkowe utwory, doskonale balansujące między ciężarem a transowymi pasażami, które doskonale podkreśla wyważone, selektywne brzmienie. Podejrzewam, że z włamania do mieszkań muzyków wyszłoby się wyposażonym w dyskografię śp. Isis. Faktem jest, że numerami takimi, jak zagrany na koniec porażający wałek naprawdę mogą ostudzić łzy wszystkich opłakujących przedwczesny fin autorów Panopticon. Nie jestem osamotniony w swoim zachwycie – OS pozostają, jak się później okazuje, jedyną kapelą wzywaną na bis.
Nie lada wyzwanie w postaci próby przebicia fantastycznej Autoscopii, ambitny koncept i historia, stonowanie brzmienia, ale też nadanie mu jeszcze bardziej rozbudowanej, wielowarstwowej formy – Affliction XXIX II MXMVI spełniło wszystkie moje oczekiwania. Zespół nie próbuje wywarzyć otwartych drzwi – eksperymentuje w zakresie własnego potencjału, z płyty na płytę rewitalizuje własne brzmienie, stopniowo je udoskonalając. To dzięki tej świadomej ewolucji całkowicie odcina się od porównań z innymi post-metalowymi kapelami. Zespół z wizją, za którą konsekwentnie podąża, doskonała maszyna koncertowa, najlepsze gardło na rodzimej scenie okołometalowej (utrzymuję tą opinię od czasu usłyszenia Nicka w Neolithic osiem lat temu). Naturalną koleją rzeczy, wzrastają też chyba moje wymagania.
Może też dlatego jestem koncertowym odegraniem Affliction nieco rozczarowany?. Odegranie takiej płyty wymaga żelaznej dyscypliny, na czym ucierpieć nieco może żywioł. Otwierający "Self-Consciousness is Desire and" wypada jeszcze bardzo dobrze, a czytane fragmenty opowiadania Kofty mrożą krew w żyłach. Zastanawiało mnie wykonanie absolutnej perły, jaką jest "After 38 Weeks", ozdobionej zniewalającą partią trąbki. W tym momencie zaczynam jednak kręcić nosem - przywołana w postaci sampla nieco trąci myszką. O ile w jakiś sposób jestem w stanie zrozumieć mus jej odtworzenia, tak już sample dodatkowych wokali w "My New Playground Became" uważam za całkowicie zbyteczne. Podziwiam drobiazgowość zespołu, ale ten powalający utwór nic by nie stracił w surowszej, pozbawionej dodatkowej ornamentyki wersji. Choć to integralna część płyty, najbardziej eksperymentalny "Dark and Gray" i zawarte w nim cytaty z McCarthy’ego również nie wypadają zbyt przekonująco na żywo.
Gdy zaczynam nabierać obawy, że przy utrzymaniu tej tendencji wykonanie płyty zakończy się fiaskiem, druga jej połowa wypada o wiele lepiej. Świetne dźwiękowe tła autorstwa Hervy’ego, wspomniane fragmenty prozy, posępne wizualizacje - każdy bawi się dziś takimi smaczkami, mało kto potrafi dobrać tak adekwatnie klimatyczne środki wyrazu. Nareszcie udaje się odtworzyć niepokojąco gęstą atmosferę LP.
 Zespół serwuje jeszcze parę numerów, przewijają się fragmenty EP Impulse, nie ukrywam, że zacieram ręce w oczekiwaniu na fragmenty Murder in Phazes. Tymczasem, zdawałoby się raptem na półmetku występu, zespół znika ze sceny. Brak monumentalnego "Phaze I", czy też "Symmetry" (którego przedpremierowym wtedy wykonaniem zespół po raz pierwszy rozłożył mnie na łopatki podczas trasy z Nyia i Antigamą) najwyraźniej dziwi tylko mnie – bez chwili wahania zmywa się również cała publika.
            Nie chcę, by przez te wywody ktoś mógł odnieść wrażenie, że był to słaby gig. Blindead to kapela stawiająca sobie poprzeczkę bardzo wysoko, sprawność działania tej maszyny zależy od tak wielu czynników, że najmniejsza nawet usterka w niej odbija się na wydajności. W ostatecznym rozrachunku Affliction XXIX II MXMVI pozostaje świetną płytą, niestety, na żywo nie nabiera tyle wigoru, ile zyskiwała długogrająca poprzedniczka.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz